Z małej książki wielka trylogia
Powieści są idealnym sposobem na scenariusz filmowym. Szczególnie jeśli za książkę zabrał się wybitny pisarz, a za jego ekranizację nie mniej wybitny reżyser. Tak było również w przypadku Hobbita, kolejnej po Władcy Pierścieni trylogii Tolkiena przeniesionej na wielki ekran. Problem w tym, że w tym przypadku Peter Jackson miał do czynienia dość cienką opowiastkę, którą przerobił na trzy trzygodzinne filmy. Czy słusznie? Czy nie wystarczyło wykonać tylko jednego filmu? Oczywiście pod względem finansowym to rozwiązanie wprost wybitne – każda kolejna część przyciągnie do kina miliony ludzi, zrobienie każdej zwróci się kilkukrotnie i tak naprawdę można upiec nawet trzy pieczenie na jednym ogniu. W kinach byliśmy już świadkami dwóch części, a wielu wielbicieli Tolkiena i ogólno-pojętej fantastyki już czeka na zakończenie trylogii. Mimo takiego rozłożenia książki kilku interesujących elementów w filmie zabrakło, pojawiły się za to autorskie pomysły Jacksona, skierowane głównie do wielbicieli rozrywki, a nie Hobbita w wersji książkowej. Z małej książki wielka trylogia.