Otwarta debata nad kinem
Początek XX wieku przyniósł upadek wielu kin. Ludzie przestali chodzić na wielki ekran i woleli wszystkie produkcje oglądać z lekkim opóźnieniem aczkolwiek na ekranach własnych telewizorów bądź komputerów. Rzecz jasna utrzymały się jedynie wielkie kompleksy z kilkoma salami, oferujące filmy niemalże od rana do północy – Multikino czy Cinema City mamy w każdym większym mieście, a często zdarzają się nawet po trzy czy cztery kompleksy. Wysokie ceny biletów, spora ilość reklam czy wycieczki szkolne obżerające się w trakcie seansów miejscowym popcornem bądź siorbiącym coca-colę zaczęły jednak zniechęcać część kinomianiaków i ponownie nastąpił rozkwit miejsc prywatnych, bardziej niezależnych, gdzie wejściówka okazuje się tańsza, atmosfera przyjemna, a o szeleszczeniu nie ma mowy. Często kina te rezygnują z amerykańskich hitów, które okazują się niewypałami szykowanymi na wielomilionowy zarobek ze względu na głośną tematykę filmów, a puszczają bardziej autorskie kino, cieszące się renomą na wysokiej jakości festiwalach.